Moja sąsiadka w podeszłym wieku zażyczyła sobie ciepłe skarpetki. I ma:)
Gryzą jak cholewcia,ale ciepłe i noszalne:)
Skarpetki powstały z jednej z poniższych wrzosówek,więc zdjęcie zapożyczyłam od właścicielki- Owcy Rogatej:)
Po jednym dniu zapowiadającym wiosnę,dziś znowu szaro i buro:) Miłego dnia:)
Oooo! Prawdziwe wrzosówkowce! Ostatnio chyba jeszcze lepiej niż zwykle idzie Ci robota dla innych niż dla siebie?
OdpowiedzUsuńDla mnie skarpetki to nadal nieznany temat, więc podziwiam twoje :)
OdpowiedzUsuńSuperowe są, na pewno cieplutkie, ja właśnie tak się przymierzam żeby w tym roku wrzosówki spróbować ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko w ten szary dzień
P.S. u mnie na blogu też o skarpetkach...
Mnie temat skarpet jest bardzo bliski :))
OdpowiedzUsuńRuno wrzosówki znam cudowna naturalna kolorystyka ale jak dla mnie do podziwiania z daleka - sąsiadka na pewno szczęśliwa bo prezent wspaniały :))
Serdeczności
Zatem jesteś bardzo dobrą sąsiadką, skarpety fajne...
OdpowiedzUsuńPatrząc za okno te skarpecioszki pewnie jeszcze troszkę pogrzeją nogi:)) pozdrawiam serdecznie Viola
OdpowiedzUsuńSuper skarpetki. Lubię wełnę, nawet za to podgryzanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ciepłe skarpetki zawsze sprawią radość. A przy okazji ich oglądania zagłębiłam się w bloga Owcy Rogatej :))))
OdpowiedzUsuńPodziwiam bo nie potrafię robić skarpet !
OdpowiedzUsuńSkarpety powinny trochę gryźć, dla masażu :))))
OdpowiedzUsuń